7 listopada Bruksela obudziła nas deszczem. Jan spóźnił się godzinę na śniadanie. Nie czekaliśmy. Każde z nas pobiegło w swoją stronę. Ja nie biegłam. Czekałam na taksówkę. Piotr i Jan rozpoczynali dzień w Square – Brussels Convention Centre od spotkania rektorów wszystkich siedemnastu konsorcjów i przedstawicieli studentów. O godz. 9.00 mam zaplanowane spotkanie w przedstawicielstwie Bretanii. Taksówka spóźnia się już 10 minut. 15 minut. Już wiem, że nie zdążę. Boy hotelowy przeprasza. Są korki i rozkłada ręce. „Trzeba było zadzwonić po taksówkę wcześniej, a nie jak zeszłam do holu” – pomyślałam. Czekać czy nie czekać? Jest, przyjechała. Wsiadam. Korki. Rozmowa z taksówkarzem o niczym. Pada deszcz. Nie mam parasola. Godzinna 9.10 i jeszcze 2 kilometry. 9.15. „Patrz, tam jest przedstawicielstwo Bretanii” – mówi taksówkarz. Korki. Płacę i wysiadam na środku skrzyżowania. Będzie szybciej. „Be careful!” – słyszę, zamykając drzwi. Pada deszcz. Jest szaro. Przemykam pomiędzy samochodami na wysokich obcasach. Ludzie spieszą się do pracy, tłoczą przy przejściu dla pieszych. Jestem. Czekają jeszcze na przedstawicieli Uniwersytetu w Splicie. Uff, nie jestem ostatnia na spotkaniu.