Liczne place i placyki ukryte pomiędzy wąskimi, krętymi uliczkami to architektura Kadyksu. Na jednym z takich placyków łapiemy oddech i dalej z pomocą nawigacji przemierzamy ten labirynt, który za każdym rogiem zadziwia nas czymś nowym. Jest ranek i o tej porze jest pusto na ulicach, przemierzają je głównie dostawcy. Miasto jest jeszcze lekko senne. Niebo w kolorze ultramaryny podkreśla biel domów. Tego ranka zaskakują mnie drzewa pomarańczowe, które wyrastają z chodników niczym drzewka ozdobne. Owoce o intensywnej pomarańczowej barwie mienią się w słońcu i kuszą, aby je chociaż dotknąć. Im bliżej jesteśmy kampusu, tym więcej napotykamy tych drzew, obficie ozdobionych dojrzałymi soczystymi owocami. Kiedyś tu wrócę na wiosnę, aby poczuć zapach kwiatów pomarańczy.